Nathalie Sonnenschine |
Według Wikipedii jest to akceptowanie swojego ciała. Szerzej definiowane jako ruch społeczny uznający, że każdy człowiek powinien mieć pozytywne wyobrażenie o własnym ciele oraz zwracający uwagę na sposoby, w jaki społeczeństwo prezentuje i postrzega cielesność. Ruch opowiada się za akceptacją wszystkich ciał, bez względu na ich formę, rozmiar, wygląd i zmianą nastawienia do takich czynności jak ćwiczenia fitness czy usługi dotyczące urody. Przedstawiciele ruchu ciałopozytywności uznają, że rozmiar jest tylko jednym z wielu wymiarów postrzegania i oceny ciał. W działaniach uwzględniają także kwestie uprzedzeń rasowych, trans i queer i związane z niepełnosprawnością. Celem ruchu jest przeciwstawienie się nierealistycznym standardom urody, opierając się na założeniu, że piękno jest jedynie konstruktem społecznym, które nie powinno mieć wpływu na poczucie własnej wartości jednostki
Moje doświadczenia związane z ciałem, moim ciałem, postrzeganiem ciał innych jest dość burzliwa, momentami niechlubna, ale na szczęście jej finał jest według mnie bardzo pozytywny, taki na jaki zasługuje ciałopozytywność.
Jestem po szkole baletowej. Tam przeszłam okrutną szkołę braku akceptacji ciała, negowania kobiecych kształtów, dążenia do chorej perfekcji (oczywiście nikt perfekcji nie był w stanie tam zdefiniować, ale było głębokie przekonanie i duża presja w bardzo niezdrowa stronę, że najchudsze = najlepsze), z którym to dążeniem żyłam potem przez wiele, wiele lat chcąc nie chcąc negując innych odbiegających od w/w wyimaginowanej perfekcji. W całej pogardzie dla osób nienajchudszych w czasach gdy byłam nastolatką, a i później także nie następowała refleksja skąd ta grubość pochodzi, co jest jej przyczyną i dopiero z czasem zaczęła się u mnie budować głęboka świadomość mnogości problemów, które mogą dotykać osobę size+, która np.: wcale taka nie chce być: choroby hormonalne, choroby emocjonalne, przyjmowane leki, złe nawyki żywieniowe, które są bardzo trudne do zmiany o czym sama doskonale wiem.
Jestem także po zaburzeniach odżywiania.W najgorszym okresie anoreksji ważyłam 25,7 kg przy 160 cm wzrostu. Nie chciałam być wyzywana od pączków, grubych krów, spuchniętych, utytych jak koleżanki z mojej klasy i z innych klas. Musiałam być najchudsza, bo jak wspomniałam najchudsze = najlepsze i według tego wzorca byłam najlepsza i faktycznie stawiana za przykład idealnego baletowego ciała kiedy powinnam była być w szpitalu na dożywianiu i ratowania od późniejszych problemów hormonalnych oraz emocjonalnych i depresji. Moje głębokie utożsamienie chudości i braku oznak dojrzałości płciowej z czymś pięknym, czystym, nieskalanym spowodowało głębokie zaburzenia postrzegania siebie i innych. Powodowało przekonanie o chudości jako wyższej formie istnienia, co na szczęście juz teraz rozumiem jak bardzo chorym było i wiem już skąd pochodziło i dzięki ciężkiej pracy nad sobą zostało zastąpione ciałopozytywnością.
Te doświadczenia na bardzo wczesnym etapie życia wpłynęły na moją drogę, którą przebyłam boleśnie. Drogę od nienawiści samej siebie i swojego ciała oraz ciał innych osób pokrytych tłuszczem, co jak mi wpajano jest obrzydliwe, kobiece (a kobiece znaczy złe), zaokrąglone i dalekie od perfekcji (znowuż niewiadomo jakiej), aż do uwielbienia swojego ciała i każdego innego ciała, ba...do totalnej akceptacji oraz miłowania siebie oraz wszystkich wkoło mnie i staraniu się okazywania życzliwości, szacunku, chęci całkowitego rozumienia i dostosowania mojego zachowania do potrzeb drugiej osoby, co nie zawsze jest możliwe, ale i tak podejmuję próbę.
Dla mnie ciałopozytywność: ukochanie siebie, kochanie innych, życzliwość względem siebie i innych, chęć rozumienia, akceptacja wyborów innych ludzi i ogólnie ludzi, empatyzowanie - to jedyny słuszny styl życia/bycia, a burlesce, która jest bezpośrednio związana z pracą ciałem jest absolutną koniecznością. Teraz może i bardzo stanowczo napiszę, ale czasem trzeba stanowczo: każdy kto w jakikolwiek negatywny sposób ocenia kogokolwiek i nie akceptuje kogoś przez wzgląd na zbyt duże gabaryty nie powinien zajmować się burleską, bo działa w niezgodzie z nurtem burleski, w której powinno się akceptować wszystkie rozmiary, bo tym także jest burleska – nie tylko szczupła, gibka, jędrna, a i rubaszna, gruba i bardzo gruba i zawsze z dystansem do siebie. Burleska to nie miejsce na negatywne oceny innych, bo ogółem świat nie powinien być takim miejscem.
Co więcej uważam, że każda osoba, która w jakikolwiek negatywny sposób myśli/mówi o kimś, kto zwyczajnie jest inny, robi coś inaczej, ale według tej osoby oceniającej: nieperfekcyjne, zasługuje nie tyle na potępienie, co na porządną terapię. Każdy producent burleski, który nie zatrudnia osób o kształtach rubensowskich, a i większych powinien się zastanowić czy przypadkiem nie przedkłada swoich prywatnych widzi mi się i uprzedzeń nad historię i tradycję burleski tworząc “wyidealizowany” (tylko według kogo?) świat burleski rodem z magazynów mody. Czy każdy może sobie robić, co chce? - tak, jasne, ale gdy swoimi działaniami neguje innych i ich dyskryminuje, co widać po obsadach show, to jednak powinien zastanowić się nad swoją obecnością w świecie burleski, zastanowić się nad tym co robi na dłuższą metę i czy jest świadomy podejmowanych działań oraz czy chce być postrzegany jako osoba, która nie idzie tak naprawdę za nurtem ciałopozytywności, postrzegając ją tylko np.: jako bycie fit, zadbanym, szczupłym. Chciałabym nie musieć pisać tak gorzkich słów, ale niestety to, co obserwuję i o czym słyszę w burlesce jest głęboko raniące i jakkolwiek jestem za wolnym rynkiem i za tym, że każdy sobie może robić co i jak chce, to jednak mam pytanie: czy przypadkiem się nie zagalopowaliśmy w braku życzliwości oraz uznawaniu swoich standardów za jedyne słuszne?
Burleska jest miejscem akceptacji i gloryfikacji wolności oraz swobody ekspresji. Według mnie producenci burleski nie powinni przedkładać swoich prywatnych gustów estetycznych (pisze to jako i performerka i producentka), bo to oni mają odpowiedzialność związaną z kształtowaniem świata burleski oraz kształtowaniem gustów oraz wiedzy widzów. Gdy nie zatrudniają osób gabarytowo większych, nawet nie biorąc pod uwagę ich pokazów (nawet ich nie oglądając) przeciwdziałają idei burleski, w tym tez ciałopozytywności. Produkowanie show burleskowego powinno łączyć się z głęboką edukacją na temat pochodzenia burleski, z rozmowami z twórcami światowej burleski i legendami burleski i dowiadywaniu się co burleskę stworzyło. Show burleskowe, jak i cała burleska, poza tym, że jest żartobliwa, piękna, rubaszna, wulgarna itd. to jest pewna idea, filozofia, która powinna być nośnikiem głównych założeń burleski, a jedną z nich jest pochwała różnorodności i wybieranie ciekawych i zróżnicowanych pokazów bez względu na to, czy performer ma rozmiar 2 czy 12 i czy jest trans, czy queer, biały czy czarny, tworzy klasycznie czy neoklasycznie, czy jakkolwiek. Burleska jest piękna przez tą właśnie wspomnianą totalną różnorodność, przez akceptację, przez niewykluczanie i nie podążanie swoim często chorym i wypaczonym widzi mi się oraz chorymi standardami, tak samo chorym jak tymi panującymi w świecie mody czy baletu.
O miłość do swojego kobiecego ciała, które nie wygląda jak kości i skóra walczyłam długo.
Walczyłam z własnymi stereotypami w głowie i własnymi ograniczeniami, które powodowały, że bardzo negowałam brak idealnej sylwetki na scenie. Na szczęście moja praca nad soba zakończyła się akceptowaniem siebie w wersji w jakiej jestem teraz (nadal szczupła i wysportowana, ale z biustem już większym, bo i mam więcej kilo i jestem po ciąży i nie za chudymi udami i okrągłymi pośladkami), co jest dla mnie ogromnym sukcesem. Ta praca nad sobą zakończyła się totalną akceptacją wszystkich wkoło niezależnie od ilości czy to tkanki tłuszczowej, czy wystających gdzieś kości, czy...krzywego nosa (jak ktoś twierdzi, że takowy ma). Dzięki drodze jaka przeszłam uwrażliwiającej mnie na ciałopozytwność oraz dzięki burlesce zaakceptowałam siebie, pokochałam siebie, a to wpłynęło na akceptację wszystkich i zwyczajnie kochanie każdego ludzkiego wyboru, każdego stylu życia, każdej decyzji dotyczącej czyjegoś życia podjętej przez osobę, która to życie przeżywa pod warunkiem, że nie stosuje ona pasywnej agresji, przemocy oraz nie wyklucza i nie ocenia innych i nie czyni szkody w sposób zamierzony. Chciałabym widzieć świat burleski, który faktycznie jest akceptujący, niepodzielony na obozy, w pełni wspierający się i stale zawsze życzliwy i właśnie ciałopozytywny.
Nie napiszę już o szerszych aspektach ciałopozytywności aniżeli sama waga, bo przecież akceptacja ciała to także akceptacja blizn, rozstępów, bielactwa, zapaleń skóry, wysypek itd. - nie będę się rozpisywać, bo zrobiły to za mnie wszystkie osoby, które chciały się wypowiedzieć na temat ciałopozytywności w burlesce, dzięki, którym można zobaczyć jak szerokie spektrum ma ciałopozytywność i jak ważnym jest tematem i to im oddaje teraz głos.
Lola Noir |
Lola Noir
"Ciałopozytywność w burlesce cały czas jest tematem dość kontrowersyjnym. Są performerzy, dla których jest to nieodłącznym elementem tej sztuki. Są też tacy, którzy uważają, że dokładanie do burleski dodatkowego kontekstu, dodatkowej ideologii, jest opcjonalne, a czasem wręcz niepożądane. Moim zdaniem osoby te w najlepszym razie ignorują jeden z ważnych aspektów tego, czym burleska zawsze była. A w najgorszym — posługują się wyjątkowo płytkim wyznacznikiem tego, kto może zajmować się burleską i działają na szkodę tej sztuki.
Z historycznego punktu widzenia burleska zawsze pokazywała to, czego nie można było zobaczyć w „mainstreamie”. Tak było w XVIII w. kiedy była rubaszną parodią sztuki wysokiej, czy w XIX w. gdzie była jednym z nielicznych miejsc, gdzie można było zobaczyć kobiety, w kusych strojach, na scenie. W latach 20., 30., 40., 50. teatr czy klub burleskowy był miejscem, gdzie można było zobaczyć nieobecną i zakazaną na filmowym ekranie kobiecą nagość, występy o charakterze erotycznym w kobiecym wydaniu. Wraz z rozluźnieniem przepisów cenzury, kobieca seksualność jako taka przestała być tabu i przyczyniło się to do spadku popularności burleski, aż do lat 90., kiedy stała się ona znowu polem do zobaczenia czegoś, czego w mainstreamie nie było.
Undergroundowy charakter burleski jako rozrywki niszowej w latach 90. dawał artystom nienormatywnym — nieheteroseksualnym, niepełnosprawnym, nie-klasycznie wyglądającym — szanse na wejście w estetykę, w której nie mieli wcześniej żadnej reprezentacji. Występy artystów, często wysoko koncepcyjne, polityczne, wyrastające z również popularnej w latach 80. i 90. sztuki performensu, dawały głos społecznościom, które wcześniej nie miały szansy na wyrażenie w taki sposób swojej seksualności, sensualnej natury swojego ciała. Amerykańskie gwiazdy takie jak czarnoskóra i krągła Perle Noire, niskorosła Selene Luna czy plus-sajzowa Miss Dirty Martini, były i są fantastycznymi artystkami. I to nie pomimo swojego rozmiaru, koloru skóry, poziomu sprawności. Te rzeczy są nieodłącznymi elementami ich performensu. A mimo bycia gwiazdami światowego formatu (przynajmniej na standardy burleskowej niszy) wszystkie wyrażały wątpliwości odnośnie do tego, czy publiczność na pewno chce oglądać na scenie takie ciała jak ich.
Wraz ze wzrostem popularności burleski w mainstreamowych mediach, której wyrazem jest m.in. powstanie filmu „Burlesque” w roku 2010, medialna popularność Dity Von Teese, oraz rosnąca liczba i rozmiar festiwali burleskowych na całym świecie, coraz więcej osób jest też zainteresowanych zatrudnianiem artystów i artystek burleskowych w ramach atrakcji na swoich wydarzeniach, czy produkowanie dużych spektakli burleskowych. Komercjalizacja burleski niesie za sobą oczywiście większe pieniądze, większą popularność burleski jako takiej i więcej szans na występowanie — ale za tym nieodłącznie idzie spłycenie i rozwodnienie jej materii, sprowadzenie jej do najmniejszego interesującego wszystkich mianownika. Niczym zaskakującym nie jest pojawienie się producentów, którzy nie znają i nie interesują się historycznym, filozoficznym (tak, za burleską stoi filozofia), politycznym kontekstem burleski i neo-burleski, czy żadnym innym jej aspektem poza stroną czysto wizualną. Ale gdy jedynym wyznacznikiem tego, co uważa się za „dobrą” burleskę, jest strona wizualna, zaczyna się niebezpieczna i psująca jakość tej gałęzi sztuki praktyka wartościowania osób występujących li i jedynie pod kątem wyglądu.
Problem ten jednak istnieje nie tylko wśród niezwiązanych ze środowiskiem burleskowym producentów. Wspomniane przeze mnie konkursy nie są wolne od krytyki w naszej branży. Mówi się o tym, że wraz z popularyzacją burleski w ostatnich dwóch dekadach, widać preferencje jurorów do cenienia wyżej pewnego typu występów — bardziej nastawionych na atrakcyjną stronę wizualną i dopracowaną choreografię taneczną niż oryginalną koncepcję, przesłanie, innowację. Niestety widać też preferencje co do cenienia wyżej pewnego rodzaju artystów. W 30-letniej historii Burlesque Hall of Fame główną nagrodę sześć razy przyznano artystkom o innym kolorze skóry niż biały. Tylko raz tytuł Miss Exotic World zdobyła artystka plus size (Miss Dirty Martini w 2004 r.).
Ważne jest dla mnie, by osoby, które dziwią się, czemu ten temat jest dla mnie taki ważny, rozumiały, że nie chodzi o to, że wysportowane, smukłe i gładkie „tancerki” burleski (a więc w moim rozumieniu osoby, które skupiają się w swoich występach przede wszystkich na ruchach tanecznych, a nie innych elementach pokazu burleski) są nieciałopozytywne. Nie chodzi też o to, że czyjaś osobista preferencja do oglądania tego typu osób na scenie jest z definicji nieciałopozytywna. Mało tego, absolutnie nie twierdzę, że kwestia wyglądu nie ma na scenie żadnego znaczenia. Burleska to sztuka wizualna — oczywiście, że ma znaczenie jak wyglądamy. Nie po to wkładamy mnóstwo wysiłku w nasze kostiumy, makijaż, fryzury, żeby twierdzić, że to w ogóle nie ma znaczenia. Mam jednak ogromny problem z tym, jak wąsko niektórzy definiują ów standard scenicznego wyglądu. Dlatego moim zdaniem aktywne szerzenie lub pasywne przyczynianie się do szerzenia opinii, że tylko szczupłe tancerki mają rację bytu na scenie, że osoby, które nie wpisują się w ten kanon wyglądu i sprawności są z definicji gorszymi artystami lub że wręcz nie powinny zajmować się burleską jest nie tylko nieciałopozytywne, jest po prostu dyskryminacją.
Tak, dyskryminacją. Atrakcjonizm (ang. lookism) to zjawisko przypisywania osobom konwencjonalnie atrakcyjnym pozytywnych cech, takich jak profesjonalizm, w dużo większym stopniu niż osobom, które w ten kanon się z różnych powodów nie wpisują, często bez poparcia w dowodach. I absolutnie nie jest to zjawisko nowe.
Lubimy mówić, że w burlesce chodzi o coś innego niż po prostu striptiz. Pokaz burleski to nie konkurs bodybuildingu, gdzie rzeczywiście oceniana jest sylwetka. To nie jest konkurs taneczny — inaczej burleska byłaby konkretnym stylem tanecznym, a nim nie jest. Wartościowanie artystów i artystki burleski pod kątem tego, jak wyglądają i traktowanie konkretnego wyglądu jako wyznacznika ich profesjonalizmu, to budowanie środowiska, w którym największym, najbardziej cenionym talentem nie jest charakter, osobowość, umiejętności taneczne, wokalne, cyrkowe, tylko — rozmiar ubrań, kolor skóry, wygrana w ruletce genetycznej.
Dlatego gorąco i szczerze zachęcam producentów, również tych, którzy twierdzą, że popierają ideę ciałopozytywności w burlesce, do przyjrzenia się obsadom swoich wydarzeń i zastanowienia się, czy najczęściej obsadzani przezeń artyści są rzeczywiście tacy dobrzy, czy po prostu są mainstreamowo atrakcyjni."
Lola dużo i ciekawie mówi o problemie wybierania obsad show przez pryzmat wyglądu, anie przez wzgląd na jakoś show na swoim kanale - TUTAJ link do filmiku, w którym o tym mówi.
Velvet Rose |
Velvet Rose
"Dla mnie oznacza to bycie w zgodzie z samym sobą i nie wstydzenie się pokazywania tego. Nie chowanie tłuszczyku, wystających żeber, koślawych nóg, mniejszych piersi, czy krótkiej ręki (etc., etc.) pod warstwami materiału. Pokazywanie swojego ciała takim, jakie jest. Nie ocenianie i nie zarzynanie siebie w temacie cielesności.
Ciałopozytywność dotyczy wszystkich ciał: każdego rodzaju, rozmiaru, w każdym stanie, etc..
Dla mnie w ciałopozytywności, oprócz tego, by pokazywać, że każde ciało jest tak samo warte, ważnym jest, by o to ciało dbać. Kochać je, albo chociaż lubić, dawać mu tą odrobinę miłości, nie zaniedbywać. Być w takiej relacji ze sowim ciałem, żeby, kolokwialnie mówiąc, robić mu dobrze. Myślę, że taka postawa wobec swojego ciała i ukazywanie tego na zewnątrz może zainspirować i pomagać ludziom, którzy mają problemy z samoakceptacją i relacją ze swoim ciałem."
Rose de Noir
"Jest to tolerancja, akceptacja i miłość do swojego ciała, ale także co bardzo ważne, dbanie o nie! Najkrócej mówiąc bazą jest dbanie o własne zdrowie i dobre samopoczucie, a nie tłumaczenie się "jestem taki/taka bo istnieje takie pojęcia jak ciałopozytywność". Nie każdy jest idealny, co więcej nie ma ludzi i ciał idealnych bo to pojęcie bardzo względne, a ważna jest akceptacja i pokochanie samego siebie. Bardzo pozytywnym zjawiskiem jest normalizowanie różnic, wad czy schorzeń na które nie mamy wpływu, a które w obecnych czasach nie są już wykluczające.
Natomiast co mnie bardzo smuci to zacieranie się granicy między ciałopozytywnością a bezkrytycyzmem."
Russell Bruner |
Russell Bruner
O Russellu: On to połączenie wodewilowego uroku i burleskowego seksapilu! Wąsaty mężczyzna, Russell jest słynnym tancerzem swingowym, który wykonuje slapstickowy męski striptiz z nieustępliwą finezją. Jako wykonawca i choreograf Russell zdobył wiele tytułów i nagród. Ciekawostki: uwielbia też klasyczne koktajle i wie, jak zawiązać muszkę.
(zgodnie z obietnicą wobec wypowiadających się w języku innym niż polski – nie tłumaczę tekstów na polski, by nie zatracił się oryginalny charakter wypowiedzi)
"Body Positivity is an intrinsic part of Burlesque because how the audience responds to the performer is largely influenced by how the performer responds to themself.
I'm a US American national living in Europe and since living here, I have noticed some aesthetics that have importance to Europeans, I'll have no interest in. And I've also seen aesthetics that matter a lot to Americans, that have little interest to Europeans. I believe the unfortunate byproduct of living anywhere is that the surroundings can have a significant influence on your development of insecurities, and often those that care the most about exploiting your insecurities are people you've never met before that are trying to sell you something.
I'm convinced there's a difference between taking care of yourself for yourself and trying to win approval from your peers by meeting standards that neither of you created.
Be true to yourself and celebrate your own true and unique ideas about beauty and love.
Be Burlesque, and be a debaser of the unnatural beauty standards that turn the insecure into plastic robots."
Angelica G.L'Amour |
Angelica G.L’Amour
O Angelice: Angelica rozpoczęła swoją przygodę z burleską 10 lat temu w jej adoptowanym kraju: Nowej Zelandii, ale teraz mieszka w Pradze. Regularnie występuje na różnych pokazach w Australii i Europie oraz na międzynarodowych festiwalach burleski, w tym w Australii i Nowej Zelandii, dwukrotnie na Como Lake Festival we Włoszech, Perth w Australii czy prestiżowym Show Me Burlesque Festival w St. Louis w USA, gdzie była dwukrotnie w ramach jej trzech tras koncertowych po USA. Podczas ostatniej trasy koncertowej w 2016 roku otrzymała nagrodę za najlepszy kostium na Oklahoma Burlesque Festival za słynną popisowy akt Mucha Goddess. Występowała jako headlinerka w USA, Australii, Nowej Zelandii, Niemczech i Francji oraz egzotycznej Islandii. W sumie występowała w 15 krajach na całym świecie.
W 2013 roku Angelica założyła Bohemian Burlesque, firmę produkcyjną dla wystawnych pokazów wysokiej klasy w Czechach i Nowej Zelandii. Jej produkcja była pierwszym międzynarodowym pokazem burleski w Czechach. W 2016 roku rozpoczęła produkcję Bohemian Burlesque Festival, największej imprezy burleski w Czechach, która teraz zmierza do szóstej edycji ze spektakularnymi historycznymi miejscami oraz najlepszymi artystami i headlinerami w branży. Angelica jest również inspirującą nauczycielką w swojej Bohemian School of Burlesque, wspierając nowe talenty w czeskiej społeczności burleski i pomagając kobietom na nowo odkryć i wzmocnić ich kobiecość i pewność siebie.
(znowuż – nie tłumaczę zgodnie z obietnicą względem osób się wypowiadających w języku innym niż polski)
"Many women are under the illusion that if they meet someone confident that they admire, they were always that way and don't realise there is a journey behind it that they walked to get there, lots of work on themselves behind it. So next time you meet someone you look up to in the confidence area, ask them how they got there. The chances are they will be happy to share their story and strategies that helped them. And there is always someone you admire and someone that admires you. You just don't see it YET sometimes."
Marta ( poprosiła o zachowanie anonimowości)
"Ciałopozytywizm w burlesce to trochę taka miejska legenda. Ktoś kiedyś słyszał, że istnieje, ale faktycznie jej nie doświadczył.
Będąc na scenie próbujemy wmówić kobietom, że każde ciało jest piękne, warte naszej miłości, czułości i zaakceptowania. Chcemy wyposażyć je w siłę w akceptacji własnych niedoskonałości.
Ale gdy opadną pióra, strzepniemy brokat i odkleimy rzęsy czyż nie zamieniamy się w takie same zakompleksione kobiety nieakceptujące swoich krągłości, blizn po zastrzykach czy fałdek pod pępkiem?
Polska scena burleski zapełnia się szybko. Tylko czy idzie w dobrym kierunku?
Czy publiczność woli oglądać performerki, z którymi będzie się w swoich niedoskonałościach utożsamiać czy też gibkie okryształkowane ciała nie niosące przesłania, które są jedynie strawą dla oka?
Burleska zaczyna stawać się biznesem. A w biznesie nie ma miejsca na sentymenty. Na ciałopozytywizm tym bardziej"
O Martynie: artysta fotograf, która fotografowała burleskę nie raz i która jest też świadomym widzem burleski kiedy jej nie fotografuje.
"Mnie rozwala motyw ciałopozytywności tak ogólnie, bo jest duża skrajność, ludzie nie rozumieją czym jest akceptacja siebie. Nie chodzi o bezkrytyczne przyzwolenie na wszystko nawet jeżeli niszczy nasze zdrowie, ale o zrozumienie że jest się tu i teraz w takiej formie, i pojęcie tego czy to jest odpowiednie dla mnie, czy chce się to zmienić po to żeby być zdrowszym, sprawniejszym, szczęśliwszym, i ewentualnie dążenie do celów, i na każdym etapie kochanie swojego ciała i siebie, zrozumienie że to jaki jestem jest dobre i prawidłowe bo tak działa przyroda i tyle.
Zamiast tego mamy plus size w dużych różnych rozmiarach które mówią " jestem zajebista i nic nie muszę robić" gdy wiadome jest, że różne stopnie otyłości przynoszą różne zagrożenia dla zdrowia. Są też osoby plus size które szczują na osoby szczupłe, że są szczypiorami, patyczakami, czyli znowu mowa nienawiści, są też osoby fit które mówią o akceptacji siebie, ale jednocześnie szczują na plus size, i osoby z natury bardzo szczupłe szczujące na wszystkich większych od siebie. Różne kombinacje i różne patenty na udowadnianie że nie rozumie się pojęcia ciałopozytywności. Coś z cyklu " kochaj siebie, ale..."
Na dodatek w mediach promowane jest plus size i ciałopozytywność z wykorzystaniem różnych problemów skórnych czy blizn. Tylko okazuje się, że modelki to promujące, mieszczą się w pewnym ograniczonym kanonie piękna - płaski brzuch duży biust, albo przy większych modelkach z odstającym brzuszkiem duży rozmiar z bardzo okrągłym brzuchem i napiętą skórą, często talia no i śliczna buzia, proporcjonalne wielkości rąk i nóg (objętości)- do tego zmiany na skórze też są konkretne: blizny pooperacyjne, brak piersi, rozstępy ale tylko białe i raczej takie kojarzone z ciążowymi, cellulit, piegi, deformacje, czasem trądzik ale raczej typowo różowy też taki bardziej telewizyjny niż kliniczny, bielactwo lub brak pigmentu, siwe włosy, brak włosów.
Przez to okazuje się, że modelka to nadal modelka i chociaż plus size i oswaja nas większymi rozmiarami w mediach, to mało jest takich typowych obrazów osób otyłych czy po prostu większych można to po części zrozumieć, bo jednak ten temat dopiero wchodzi w świadomość ludzi, ale no jednak schematy. brak mężczyzn w promocji plus size i brak szerszego spojrzenia na problemy skórne- żylaki, naczynka, łysienie plackowate, łuszczyca, inne formy trądziku, rogowacenie okołomieszkowe, przebarwienia skórne, rozstępy różowe itd.
Problem z ciałopozytywnością w naszym kraju jest taki, że bardzo łatwo jest mówić " akceptuję, ale.." i to co jest po ale przekreśla sens ciałopozytywności. Przykładowo: akceptuję siebie jako plus size, akceptuję odmienność innych, ale tamta to mogłaby trochę przytyć/ schudnąć bo źle wygląda. Przez wpływ starych czasów i nawyków " co ludzie powiedzą" bardzo krytycznie patrzymy na siebie i innych, i łatwo przychodzi nam ocenianie. Nawet jeżeli bardzo staramy się zachować poprawność, to mamy wpojone pewne odruchy.
Obecne czasy stawiają na promowanie akceptacji dla wszystkich odmienności, ale jednocześnie bardzo promują nagość, seksualność. Tak jakby akceptacja siebie była ściśle powiązana z tym żeby chodzić w za krótkich szortach i krókim topie. Niestety tego typu akceptacja ciała promowana jest szczególnie u młodych dziewcząt, nastolatki są bardzo seksualizowane. Trzeba też pamiętać, że w tej fali akceptacji i ciałopozytywności nie widać mężczyzn, ani młodych ani starszych. Tylko na fali odsłaniania ciała pojawiają się czasem bardzo umięśnieni faceci. Obecny kult odsłaniania ciała wchodzi w różne przestrzenie życia i społecznego i ideologicznego ( akcje przeciw przemocy seksualnej wobec kobiet, widziałam teksty na którymś forum, " mogę chodzić w bikini po centrum miasta w nocy, bo mam do tego prawo" ). Jednak równo z promowaniem ciałopozytywności tej prawdziwej, ciałopozytywności spaczonej, i promocją odsłoniętego ciała idzie zwiększony krytycyzm i presja w mediach i w sieci. Ludzie przyzwyczaili się do anonimowości w sieci, i do tego, że wiele osób łaknie uwagi, komentarzy, polubień. Rośnie w siłę trend na idoli wśród influencerów z instagrama, tik toka, youtube. Młode osoby podziwiają ludzi za to, że są popularne, a nie za ich zdolności. Chcą naśladować, i stać się kolejnymi gwiazdami internetu, a za tym idzie duża dawka dopaminy przy dużym zainteresowaniu, ale też niebezpieczeństwo związane z hejtem w sieci. Spłycamy nasze postrzeganie ciała, jest produktem, przedmiotem, ładnym obrazkiem, ma się wpisywać w trendy stworzone przez przypadkowe osoby. Promowane są konkretne typu modowe i wizerunkowe które są zgodne z tym co widzimy w socialmediach.
Dodatkowo ubrania w sklepach mają nieprawidłowe rozmiarówki, dostępne są głównie małe rozmiary, albo rozmiary większe są źle zaprojektowane. Tworzy się pewien trend na to, że tylko konkretne wymiary sa akceptowane. Nie uwzględnia się wielu typów sylwetek. Cały ruch ciałopozytywności ma ciężkie zadanie, musi się przebić przez wizerunki kreowane w mediach, koncert modowy i ich spaczone rozmiary, oraz przez osoby działające na różnych platformach ( insta, tiktok, yt itp) które niewłaściwie interpretują pojęcie akceptacji siebie. Dlatego, mimo, że zwiększa się nasza świadomość w temacie akceptowania siebie, i wydaje się, że świat podejmuje w tym celu dobre kroki, to paradoksalnie jesteśmy bardziej niż kiedyś podlegamy presji krytyki wyglądu i tworzeniu nieosiągalnych schematów piękna.
Ciekawy motyw jest też po stronie mężczyzn. Rozmawiałam o tym z jednym znajomym (a zapewne jest takich osób więcej), przyznał, że czuje się atakowany nadmierną nagością i seksualnością kobiet, jest to normalny koleś który ma za soba różne związki w sensie że nie jest to jakiś incel, ale chodzi o sam fakt, że w różnych przestrzeniach życia kobiety czy dziewczyny wyglądają bardzo seksualnie, wyzywająco, i wielu mężczyzn bardziej lub mniej jest tego świadomych, ale mogą się czuć niekomfortowo w takiej sytuacji. Tylko w przypadku seksualnie wyglądającego mężczyzny dziewczyna powie że czuje się napastowana i on jest zły, w przypadku kobiety prawie rozebranej, jest ok, a mężczyzna który powie że czuje się niekomfortowo, to zostanie nazwany gejem, albo incelem, albo zacznie się awantura "mam prawo wyglądać jak chcę, nie będziecie krępować mojej wolności" i jest ok.
Martyna podesłała mi dodatkowo link do teledysku Ewy Farny - "Ciało". Sami możecie ocenić, czy to dobre, czy zbyt komercyjne, czy dobrze jest, że ktoś w ogóle porusza te tematy, czy lepiej aby poruszać je inaczej.
Teledysk TUTAJ
Na sam koniec bardzo ciekawy artykuł Lady Lion (Adrianny Maziarek), która choć w świecie burleski stawia pierwsze kroki, to ma gigantyczne zaplecze wiedzy psychologicznej, a jej artykuł nie może zostać pominiętym.
Artykuł TUTAJ
Kończąc pisanie tego artykułu mam takie przemyślenia: burleska to przecież bardzo fajny i pozytywny żart, a dla niektórych stał się zbyt poważny, zbyt komercyjny, zbyt prowadzący do nierespektowania historii burleski, nasycony przemocą, pasywną agresją i negatywnym ocenianiem czegoś, co odbiega od prywatnej estetyki (swoja drogą ciekawe jak można zajmować się burleską negując innych). Wiele jest braku akceptacji siebie i wiele braku empatii.
Na razie nie planuję bycia size +, pewnie nie byłabym w stanie być size +, bo balet, bo codzienne treningi, bo taki styl życia, bo takie już mam nawyki, bo takie mam osobiste ograniczenia i względem siebie mam takie chore, niechore wymagania i nie umiem inaczej, ale ja osobiście dziękuję każdej istocie size+ za to, że taka jest i, że w sposób inny niż mój walczy o równość i niewykluczanie i o swoje pełnoprawne miejsce w świecie burleski i nie tylko.
Nie wiem też jak to jest mieć wyraźne blizny, twarz pooraną trądzikiem, jak to jest mieć okaleczone ciało, ale wiem jak to jest mieć okaleczoną duszę przez różne niewybredne komentarze i zachowania i brak akceptacji oraz miłości i wiem ile to wszystko bólu sprawia i nigdy nie pozwolę sobie na obojętność w temacie ciałopozytywności oraz na bycie źródłem negatywnej oceny, bo życie tak mnie ukształtowało i taką mam wrażliwość, a i mam głębokie przeświadczenie, że można zmienić świat i świat może być lepszym miejscem jeśli wszyscy popracujemy nad sobą.
Wszystkim dziękuję za uwagę i życzę samych pozytywnych myśli względem siebie i innych i wiecie, co: końcem końców najważniejsze, co ma się w głowie i w sercu i jak się to pokazuje.
Viva Burlesque!
Wasza autystyczna agenderowa
Nathalie (Lady) Sonnenschine
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz